Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Powiat strzeliński
Zamiast bukietu...

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Jedna róża kosztuje ok. 6 zł, tani bukiet to zaledwie 20 zł. Nie zdajemy sobie sprawy, że można za tak niewiele kupić o wiele więcej niż bukiet, który po kilku dniach znajdzie się w koszu. 5 zł może wywołać uśmiech na twarzy małego dziecka i sprawić, że będzie się ono czuło wyjątkowe.

Pomysłów na to, jak wydać pieniądze przeznaczone na bukiet, jest wiele. Wśród oryginalniejszych znalazł się zakup książek, które zawsze chciała mieć młoda para czy kuponów Totolotka. Coraz częściej zdarza się, że małżonkowie chcą podzielić się swoim szczęściem z ludźmi, którzy mają go w życiu mniej. Proszą o dary nie dla siebie, lecz dla innych. Już w zaproszeniach informują o porzuceniu tradycyjnej formy gratulacji na rzecz np. datków zbieranych dla wybranego hospicjum czy domu dziecka. Zapytaliśmy dyrektorkę Domu Dziecka w Górcu, czy i do tej placówki, dotarły tego typu dary? „Tak. Od około trzech lat zdarzają się również u nas takie miłe sytuacje” - mówi Katarzyna Bachor. W sobotę przyjeżdżają państwo młodzi, by ofiarować zebrane przez ich gości rzeczy. To wspaniałe przeżycie zarówno dla nich, jak i dla dzieci. Wręczanie, zwłaszcza tym najmłodszym wychowankom, którzy nie kryją swoich emocji, wywołuje wiele radości. To bardzo budujące, że ktoś potrafi jeszcze dzielić się szczęściem z innymi.

- Jakie prezenty przywożą świeżo zaślubieni małżonkowie?

- Początkowo były to słodycze - odpowiada Katarzyna Bachor. - Później najczęstszym ekwiwalentem kwiatów stały się pluszaki. Obecnie różnorodność ofiarowywanych przedmiotów jest ogromna. Oryginalnych pomysłów nie brakuje. Piękne książki, słowniki, piłki, edukacyjne zabawki, gry czy przybory szkolne. Większość par sama poddaje pomysły. Część dzwoni do domu dziecka z zapytaniem, co najbardziej się przyda.

- Istnieje obiegowa opinia, że domy dziecka toną w maskotkach, a nie mają na opał. Czy młodzi trafiają w wasze potrzeby?

- Poniekąd tak jest - twierdzi Katarzyna Bachor i zaraz dodaje. - Rzeczywiście najczęściej dostajemy zabawki. Daleka byłabym jednak od stwierdzenia, że nie są nam potrzebne. Pluszaki to dla nas duże ułatwienie. Proszę sobie wyobrazić Dzień Dziecka w naszej placówce, święta czy chociażby koniec roku i związane z nim nagrody. To wszystko musimy kupić. Jeśli mamy w magazynie pewną pulę pięknych zabawek, możemy je wykorzystać, mobilizując tym samym naszych podopiecznych do nauki, zachowania czystości w pokojach itp.

- Podobnie maskotki stają się naszymi sprzymierzeńcami, kiedy nowi podopieczni przychodzą do placówki - uzupełnia wypowiedź Elżbieta Wojnarowska. - Zawsze staramy się, by w pierwszy dzień dostały „kogoś”, kto będzie przez ten trudny czas adaptacyjny zawsze przy nich. We dnie i w nocy. Takie maskotki to misie - lekarze. To one i autosugestia leczą naszych podopiecznych z lęku przed brakiem akceptacji czy z osamotnienia. Zaspokajają ich potrzebę bezpieczeństwa.

Poza tym spektrum pomysłów jest ogromne, więc trudno powiedzieć, że młode pary nie trafiają w nasze potrzeby. Wszystkie dary nas cieszą i za wszystkie jesteśmy bardzo wdzięczni.

- Dzieciom wystarczy naprawdę niewiele – kontynuuje Katarzyna Bachor. - Pewnego dnia szukałam plecaka dla jednego z wychowanków. Zeszliśmy do magazynu i wybraliśmy jeden z wcześniej ofiarowanych. Chłopiec zajrzał do środka i... znalazł mnóstwo lizaków. Okazało się, że wśród wyprawek są słodycze. Radości było co nie miara. Pozwoliłam mu zabrać lizaki, a on natychmiast przebiegł po pokojach w domu dziecka, obdzielając nimi wszystkich.

- Czy to prawda, że często przywożone są całe wyprawki szkolne?

- Tak, to prawda - potwierdza Katarzyna Bachor.- Młodzi przywożą nam przybory szkolne: farby, długopisy, ekierki ołówki, które tak często uczniom giną, całe piórniki, plecaki. Dzięki temu mamy wyposażenie do szkoły na kilka miesięcy. Musimy zabezpieczyć tylko podręczniki i ćwiczenia. A to jest już dla nas dużym wysiłkiem finansowym. Wiemy, że z pomocy naukowych dzieci nie cieszą się tak ostentacyjnie jak z lalek, ale i one chcą mieć w szkole przybory, które nie będą różniły się od rzeczy posiadanych przez ich kolegów.

- Więc nie wszystkie dary rozdawane są od razu?

- Staramy się tego nie robić z kilku powodów. Po pierwsze starsze dzieci mają silne poczucie honoru. Łatwo je urazić. Wydaje im się, że jeśli biorą coś od innych, to uwłacza ich godności. Nie biorą pod uwagę, że ludzie robią to z potrzeby serca, że chcą bezinteresownie sprawić komuś przyjemność.

Młodsze dzieci nie mają tego problemu, ponieważ nie uświadamiają sobie do końca swojej sytuacji życiowej. Być może właśnie dlatego obdarowujący najchętniej przychodzą do tych dzieci. Wnoszą piękne kolorowe torby i rozkładają rzeczy na stole. Obdarowywanie tworzy niemal świąteczną atmosferę, która jednak kończy się z chwilą, gdy niewłaściwa zabawka trafi w niepowołane ręce.

Mieliśmy sytuację, że 4 - letni Adrian złapał szkolny plecak z wyposażeniem. Chodził z nim dumny do wieczora. Dopiero w łóżku dał się przekonać, że przyda się bardziej komuś ze starszej grupy. Dostał oczywiście prezent na wymianę.

Staramy się więc unikać takich sytuacji, bo ofiarodawcy często nie znają naszych dzieci, ich charakterów i preferencji. Wychodzimy więc z założenia, że lepiej jeśli to my zdecydujemy jakie zabawki do jakiej grupy wiekowej przydzielić. To jest drugi powód. Trzeci wspomniany był już wcześniej. Nie byłoby nas stać na urządzanie gwiazdki czy konkursów z nagrodami, gdyby nie przechowane od ofiarodawców rzeczy.

- Co chcieliby dostać wasi wychowankowie?

- Tak jak wszyscy nastolatkowie i nasi podopieczni pragną również drogich rzeczy, jak np. nowy telefon komórkowy - odpowiada Elżbieta Wojnarowska. - Ale wielu ludzi byłoby zaskoczonych prostotą niektórych z ich pragnień. Najmłodszym zawsze oczywiście będzie brakowało zabawek i słodyczy, starsi marzą o odrobinie luksusu. Pachnącym, reklamowanym żelu pod prysznic lub szamponie. Nie tym z najniższej półki, które mają obecnie.

- A co sugerowałyby Panie młodym?

- Jak już mówiłyśmy, wszystkie pomysły są dobre. Wszystko nas cieszy i za wszystko dziękujemy.

- Mi brakuje dla podopiecznych słodyczy - dopowiada Katarzyna Bachor. - Najtrudniejsze są okresy między świętami, bo wtedy już ich nie ma, a dzieci przychodzą do mnie i pytają, czy dam im "coś na ząb". Bardzo trudno wtedy powiedzieć dziecku, że niestety nic nie mamy.

- Podejrzliwi zapytają zaraz, jak zagospodarowane są pieniądze, które pierwotnie przeznaczone są na zakup takich rzeczy jak maskotki, cukierki czy książki?

- Nie mamy w budżecie środków na zakup takich rzeczy. Ściśle trzymamy się paragrafów mówiących, na co możemy przeznaczyć przyznane nam pieniądze. Dotyczą one stawki odzieżowej, stawki żywieniowej, wyposażenia pokoi, remontów itd. Wszystkie środki finansowe są konkretnie rozdysponowane i rozliczane. Na wyposażenie szkolne mamy tyle pieniędzy, że w tym roku na pewno staniemy przed wyborem: zakup podręczników i ćwiczeń (w związku ze zmianą programową) czy innych artykułów szkolnych. Fundusze na letni wypoczynek mamy tylko od sponsorów. Jeżeli ktoś nam coś ofiaruje i z tego tytułu uda nam się odrobinę zaoszczędzić, kupujemy np. buty dla naszych podopiecznych.

- Bardzo Paniom dziękuję za rozmowę.

Z Katarzyną Bachor - dyrektorką Domu Dziecka w Górcu i Elżbietą Wojnarowską - pedagogiem z  placówki rozmawiała Anna Chamuczyńska.


Anna Chamuczyńska



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl