Często pasjonujemy się życiem i karierą ludzi znanych nam tylko z pierwszych stron gazet i telewizji. Podziwiamy ich osiągnięcia i wyjeżdżamy na koncerty, występy czy sportowe imprezy, by ich zobaczyć. Zdarza się jednak, że prawdziwi mistrzowie mieszkają obok nas i nie zdajemy sobie z tego sprawy. Taki przykładem jest Paweł Pukalski-Pukała, 25-latek z Kuropatnika, tegoroczny absolwent Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu na kierunku fizjoterapia. Jego pasją stało się ju-jitsu.
- Jak to się stało, że zacząłeś ćwiczyć właśnie tą dyscyplinę sportu?
- Wcześniej miałem kontakt ze sportami walki – trenowałem karate i zapasy. Poza tym grałem w piłkę nożną, jednak nie dawało mi to pełnej satysfakcji. Przypadek sprawił, że podczas studiów zetknąłem się z sekcją ju-jitsu, którą prowadził znajomy z akademika. Kiedy grałem obok w piłkę, czasami przychodziłem na te zajęcia całkowicie rekreacyjnie. Przed rokiem dowiedziałem się o powstaniu profesjonalnej sekcji na hali wielofunkcyjnej niedaleko mojego akademika i postanowiłem rozpocząć treningi.
- Czym jest ju-jitsu?
- To odmiana judo. W ju-jitsu sportowym dozwolone są kontrolowane uderzenia i kopnięcia, natomiast odmiana brazylijska skupia się na „parterze”, czyli walka odbywa się na podłożu. To sport bardzo efektowny.
- Ćwiczysz zaledwie od roku. Jak udało Ci się w tak krótkim czasie osiągnąć te znakomite wyniki?
- Ciężką pracą, tylko i wyłącznie. Zapewne mam do tego predyspozycje i pomógł mi wcześniejszy kontakt z zapasami, a także ogólna sprawność fizyczna. Ale nie ukrywam, że to po prostu bardzo lubię. Kiedy przed rokiem startowałem w mistrzostwach Polski w ju-jitsu sportowym, które odbywały się we Wrocławiu, byłem siódmy. To były moje pierwsze zawody. Patrząc na to teraz, mogę powiedzieć, że byłem wtedy zupełnie „zielony”. Pierwszą walkę przegrałem z brązowym medalistą imprezy. Wygrałem walkę drugą, ale nie udała się kolejna. Przegrałem też swoją walkę w mistrzostwach w ju-jitsu brazylijskim. To mnie jednak tylko zdopingowało do pracy i ciężkich ćwiczeń. Efektem było trzecie miejsce w tegorocznych mistrzostwach kraju i srebrny medal w brazylijskim. Oczywiście trzeba też mieć dobrych trenerów. Moimi są: Tomasz Skórkowski i Paweł Korycki. Obaj mają czarne pasy w judo, należą też do czołówki zawodników europejskich w brazylijskim ju-jitsu. Paweł Korycki trenuje sekcję judo AZS Wrocław, zaś Tomasz Skórkowski prowadzi treningi we własnej sekcji.
- To sport kontaktowy. Czy zdarzają się kontuzje i urazy?
- Ten sport nie jest wbrew pozorom wysoce urazowy. Wiadomo, że kontuzji można nabawić się ćwicząc każdy sport, choćby zwichnąć kostkę grając w piłkę. W zeszłym roku podczas zawodów zwichnąłem kolano, nadrywając więzadła, a po pewnym czasie kontuzja ta odnowiła się. Jednak poważne urazy zdarzają się tutaj bardzo rzadko. Najważniejsze jest, by trenować pod okiem osoby, która jest bardzo doświadczona.
- Ju-jitsu to twoja pasja, hobby, ale czym zajmujesz się na co dzień, czy pracujesz w swoim zawodzie?
- Faktycznie, mam to szczęście. Pracuję jako rehabilitant w firmie Reh-Fit w Strzelinie na ul. Ząbkowickiej. Jako fizjoterapeuta wykonuję tu szereg zabiegów, masaże, gimnastykę, troszczę się o osoby korzystające z siłowni, dlatego serdecznie zapraszam do skorzystania z naszych usług.
- Jakie masz zatem sportowe plany na przyszłość?
- W styczniu przyszłego roku odbędą się w Lizbonie w Portugalii mistrzostwa Europy w brazylijskim ju-jitsu. Bardzo chciałbym tam pojechać, choć taki wyjazd wiąże się oczywiście z kosztami. Dlatego poszukuję sponsora, który mógłby mi to umożliwić. Mam nadzieję, że uda mi się tam zmierzyć z najlepszymi zawodnikami Europy.
- Życzę spełnienia tych planów i powrotu z medalem, oraz dalszych sukcesów na drodze do czarnego pasa.