- Skąd czerpie Pan inspirację dla swoich prac?
- Pomysły nie biorą się z dnia na dzień. Są to lata doświadczeń, lata poszukiwań, a także droga odrzucania pewnych pomysłów i pozostawiania tych najlepszych. To jest proces długotrwały. To co w tej chwili pokazuję jest kwintesencją poszukiwań z ostatnich piętnastu lat. Jak już mówiłem wcześniej na otwarciu, posługuję się najprostszymi uniwersalnymi znakami, sięgającymi bardziej do wyobraźni, nie przekazującymi konkretnego przesłania czy treści, ale działającymi na zasadzie impulsu. Ich zadaniem jest coś sugerować odbiorcy, ukierunkowywać go i pobudzać jego wyobraźnię. Chciałbym by oglądający konfrontował je ze swoimi doświadczeniami życiowymi czy estetycznymi.
- Nie nadaje obrazom tytułów. Dlaczego?
- Wcześniej tytułowałem obrazy. Ale spotykałem się z tym, że odbiorcy twierdzili, że wyobrażali sobie coś innego, niż sugeruje podpis. To skłoniło mnie, by nie nadawać obrazom tytułów. Chciałem, żeby oglądający miał możliwość bycia z moją twórczością sam na sam. Tak jakby to był jego świat. Nieskażony tytułem, który mógłby zakłócić czysty przekaz płynący z płótna.
- Czy zdarza się, że Pana skojarzenia towarzyszące tworzeniu pokrywają się z odczuciami odbiorcy?
- Jeżeli mam jakieś skojarzenia, to powstaje obraz, który coś konkretnego przedstawia. Tak jak m.in. kogut. Natomiast tutaj, to wszystko rozgrywa się w sferze formalnej, czyli uciekam się do doznań estetycznych, a operuję środkami takimi jak kolor i kompozycja. Staram się nie przekazywać konkretnych rzeczy czy idei.
- Uprawia Pan również malarstwo klasyczne. Które dla Pana jest trudniejsze?
- Narysowanie prostej realistycznej rzeczy nie sprawia mi żadnego problemu, jednak mnie to już nie interesuje.