- Uważa Pan rok 2009 za udany?
- Bardzo udany. Większość z zakładanych planów udało się zrealizować. Nie doszło do żadnych nieplanowanych kataklizmów, a to też należy traktować w charakterze pozytywu.
- A do jakich kataklizmów mogłoby dojść?
- Choćby do kontuzji, które potrafią spędzić sen z powiek każdego sportowca. Trenowanie z kontuzją ani nie należy do przyjemności, ani nie pozwala przygotować się do startów na optymalnym poziomie. Nie było tak, że udało się ich uniknąć całkiem, bo to w sporcie prawie niemożliwe, ale pamiętam już w klubie dużo gorsze sytuacje. Kataklizmem mógł być też kryzys, który odtrąbiono wraz z początkiem roku, a który na szczęście nie dotknął jakoś szczególnie mocno naszych sponsorów, dzięki czemu można było realizować bieżącą działalność sekcji, a nawet znacząco się rozwinąć. Inną sprawą, z pozoru śmieszną, był wypadek, do jakiego doszło podczas jednej z letnich wichur. Jedna z rosnących obok sali sportowej na ul. Kruczej topól przewróciła się i upadła tuż obok budynku. Drzewo położyło się wzdłuż najdłuższej ściany. Gdyby wiatr wiał z innej strony może musielibyśmy szukać innego miejsca do treningu. Po tym przypadku pozostałe spróchniałe drzewa wycięto, a sala nie tylko, że ocalała, ale ostatnio mówi się nawet o potrzebie jej gruntownego remontu.
– Co ma Pan na myśli mówiąc o znaczącym rozwoju?
- Pojawienie się kilku nowych sponsorów. Wśród nich firmy telekomunikacyjnej dostarczającej sekcji łącze internetowe.
- A do czego ciężarowcom potrzebny jest internet?
- Może się wydawać, że ciężary to prosty sport, że trzeba dźwigać ile się da i to wszystko. Ale żadnego sukcesu nie byłoby bez wykonanej pracy organizacyjnej, do której potrzebne jest nieco więcej niż sztanga i pomost. Dziś bez komputera czy internetu ciężko jest organizować cokolwiek. Podobnie jest z ciężarami. Ludzie komunikują się szybciej i doszło do sytuacji, że tradycyjna poczta z listonoszem i znaczkami przestała już wystarczać. Mając ograniczony budżet nie mogliśmy sobie pozwolić na zamówienie łącza u tradycyjnego dostawcy, dlatego gdy dowiedzieliśmy się, że firma Radionet zakłada w pobliżu naszej sali dodatkowe nadajniki dla tej części miasta, wystąpiliśmy do firmy z ofertą. Radionet zgodził się dostarczyć łącze i zainstalować nieodpłatnie całą potrzebną aparaturę. Jak dotąd współpraca układa się wyśmienicie.
- A jakie sukcesy ucieszyły Pana najbardziej poza internetem?
- Udało się kontynuować współpracę ze strategicznymi sponsorami sekcji jak i pozyskać nowych znaczących partnerów. Wymienię tu choćby Cukrownię Strzelin czy Starostwo Powiatowe i Gminę Strzelin. Wciąż współpracujemy także ze sporą grupą mniejszych, ale równie ważnych dla sekcji sponsorów. Tych kryzys dotknął bardziej niż duże przedsiębiorstwa, a mimo to udało się naszą współprace kontynuować.
- Miałem na myśli bardziej sukcesy sportowe niż organizacyjne...
- Bez sukcesów organizacyjnych nie byłoby sportowych i na odwrót. Z najważniejszych osiągnięć wymienię złoty medal mistrzostw Polski zdobyty przeze mnie w kwietniu. Mistrzostwo Europy wywalczone w maju w Rosji oraz wicemistrzostwo świata zdobyte w Sydney w Australii. Piąte miejsce mojej córki, Doroty na mistrzostwach kraju w Kościerzynie też można uznać za sukces, biorąc pod uwagę okoliczności w jakich było zdobyte. Nasza młodzież zajęła w tradycyjnym cyklu wielobojowym 4. miejsce w województwie, zdobywając po drodze worek medali różnego koloru.
- A czy obok tych sukcesów nie kryje się jakiś niedosyt?
- Znalazłby się i to nie jeden. Czwarte miejsce naszej młodzieży mogłoby być przecież trzecim. Mój srebrny medal z Sydney mógłby być złoty. Gdyby nie kontuzja, Dorota z pewnością powalczyłaby o medal mistrzostw Polski, a tak musiała zadowolić się 5. miejscem, co przecież też nie jest wydarzeniem nieważnym. Zawsze można chcieć więcej, ale trzeba też umieć cieszyć się z tego co jest.
- Rok 2010, czego się Pan po nim spodziewa?
- Nie jestem wróżką, więc nie będę zgadywał. Wiem natomiast, że pracy nie zabraknie. Podobnie jak w tym roku i latach ubiegłych Strzelec będzie organizatorem finału cyklu wielobojów dla dzieci i młodzieży. Tym razem będzie to impreza dwudniowa więc pracy też będzie dwa razy więcej. Do zorganizowanie będzie też moje wyjazdy na mistrzostwa Europy do Linzu w Austrii oraz mistrzostwa świata do Ciechanowa. Spodziewam się, że również Dorota Życzkowska-Zachwiej weźmie udział w mistrzostwach Polski, więc i ten wyjazd trzeba będzie zorganizować. Do wszystkich tych imprez trzeba się jeszcze odpowiednio przygotować. Na co dzień pozostaje praca z młodzieżą, która pierwszy start będzie miała już w lutym w Obornikach Śląskich. Pracy nam na pewno nie braknie.
– Wierzę, że sukcesów również czego Panu i Pańskim zawodnikom życzę.
– Dziękuję bardzo.