Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Trzy jedynki Boga?

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Tragedia pod Smoleńskiem wstrząsnęła wszystkimi Polakami i wielu zmieniła... przynajmniej na kilka dni. Towarzyszące jej emocje były o wiele większe, niż podczas śmierci Jana Pawła II. Na odejście papieża byliśmy przygotowani, informacja o śmierci prezydenta i elity państwa spadła na nas nagle. Według wielu psychologów i socjologów tego typu wydarzenia są sprawdzianem – na człowieczeństwo, wrażliwość, empatię... Jak przeszliśmy test? Rozmowa Marty Gołębiowskiej z dr Ewą Kalecińską-Adamczyk z Katedry Eksperymentalnej Psychologii Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.

- Taka zbiorowa katastrofa, w której ginie tyle osób publicznych i ważnych dla kraju, to wyjątkowy szok dla społeczeństwa. Dlaczego Pani zdaniem ta żałoba ma takie rozmiary?

- Dzisiejszy świat to “globalna wioska”. Reakcje ludzi na tę katastrofę, na całym świecie, nie tylko w Polsce, są najlepszą ilustracją tego, że staliśmy się sobie bliscy w znaczeniu “sąsiada z domostwa obok”. Gdy w tak dramatycznych okolicznościach ginie głowa państwa wraz z liczną elitą społeczeństwa - osoby znane, które za pośrednictwem mediów gościły niemal codziennie w domach większości Polaków - reakcje ludzi muszą być wyraziste i gwałtowne. Wszak giną ich “sąsiedzi”, nawet jeśli nielubiani za życia, to przecież “swoi”.

- Wydarzenia takie, jak tragedia pod Smoleńskiem, burzą poczucie bezpieczeństwa ludzi. Czy to dlatego wszyscy mówią o niedowierzaniu?

- Ta tragedia ma znamiona wydarzenia spowodowanego działaniem miecza ślepego losu. Jej rozmiar uruchamia wyobraźnię i lęk, że coś takiego może zdarzyć się zawsze i każdemu z nas. Ludzie są słabo odporni na fakty, które godzą w ich poczucie bezpieczeństwa i wartości. Trudno im np. przyjąć, że umrą na pewno i prawdopodobnie będą tym zaskoczeni i nieprzygotowani. Budują więc bariery przed zagrażającymi myślami, dokonując korzystnych dla siebie reinterpretacji zdarzeń. Dlatego łatwiej jest uwierzyć w to, że ziemia katyńska ma w sobie złą energię i dlatego tyle osób tam zginęło albo że to duch Stalina wciąż znęca się nad Polską i Polakami. Najtrudniej przyjąć, że katastrofy lotnicze po prostu się zdarzają.

- Wiele osób próbowało nadawać sens tej katastrofie, tak, jakby rzeczywiście zdarzyła się ona "po coś". Czy to kolejny mechanizm obronny?

- Jeśli Bóg gra z nami w kości, to właśnie wypadły mu trzy „jedynki”: Zbrodnia Katyńska z 1940 roku, katastrofa pod Smoleńskiem i wybuch wulkanu na Islandii, który sparaliżował ruch lotniczy nad Europą w dniu prezydenckiego pogrzebu. Wygląda to jak „upiorne połączenie na odległość w czasoprzestrzeni” (Niels Bohr określił w ten sposób tzw. zjawisko „splątania kwantowego” w świecie mikrocząstek). Ludzie pragną poznać zasady rządzące wszechświatem i ludzkim losem. Wiele wyjaśniają reguły prawdopodobieństwa i statystyki, ale trudno się z tym pogodzić. Uwierzyć w Przypadek, to skazać się na życie ze stale towarzyszącym lękiem i niepewnością. Pragniemy dotrzeć do przyczyn ukrytych, niestety często zadowalając się magią, działaniem tajemniczych sił, złych duchów i ciemnych energii.

- Co tak naprawdę skłania tłumy ludzi do czekania w wielogodzinnych kolejkach po to, by przez kilka sekund spojrzeć na trumny pary prezydenckiej?

- Rozmiar tej tragedii nadaje jej specjalne znaczenie, również historyczne. Wizyta w Pałacu Prezydenckim mogła dawać ludziom poczucie bezpośredniego uczestnictwa w tworzeniu się narodowej historii, choćby w roli statystów. Media miały ogromny udział w kreowaniu tych zachowań. Pokazywanie tłumów przy trumnach zachęcało coraz więcej osób do przyjścia, czyniąc z tych ostatnich odwiedzin coś na kształt normy postępowania w tego typu sytuacji. Dodatkowo ludzie mieli okazję być tam razem, dostarczając sobie nawzajem wsparcia, nabierając poczucia jedności i mocy, co ułatwiało im przetrwanie zbiorowej traumy.

- Przed uroczystościami na Wawelu pojawiły się protesty i anonimowe pogróżki. Nieskazitelna jedność jest niemożliwa?

- Jedność jest możliwa na chwilę, np. w obliczu wspólnego zagrożenia, wspólnego wroga czy wspólnej tragedii. Wtedy ludzie dostrzegają raczej to, co ich łączy niż to, co ich dzieli. Ale już w czasie żałoby narodowej Wawel podzielił Polaków. To sygnał, że życie społeczne wraca do normy. „Nieskazitelna jedność” na co dzień byłaby kolejną katastrofą. Pamiętamy ją przecież z czasów PRL-u, a obecnie możemy ją obserwować np. w Korei Północnej, na Kubie i w Chinach.

- Żałoba była widoczna nie tylko na ulicach, ale też w mediach. Dziennikarze i ich goście wspominali zmarłych właściwie od rana do wieczora, nie kryjąc łez.

- Płaczą nie tylko dawni przyjaciele, ale też przeciwnicy. Tragedia uświadomiła nam, że każda z tych 96 osób, które zginęły, była przede wszystkim człowiekiem. Teraz media rzadziej przedstawiają je przez pryzmat ich ról zawodowych, a częściej jako normalnych ludzi otoczonych rodzinami, przyjaciółmi, z ich emocjami i ludzkimi odruchami. Budowanie wizerunku tragicznie zmarłych wokół wspólnych wszystkim ludziom cech (typu: młoda kobieta, ojciec, oddany pracy) kreuje powszechną sympatię, czasem wręcz uwielbienie.

Przez te osiem dni w mediach można było obserwować neurotyczną koncentrację na sobie – czyli na Polsce i własnym nieszczęściu. Taki obraz medialny zachęcał ludzi do szczególnego, egocentrycznego przeżywania żałoby. Wiele osób mogło odnieść wrażenie, że czas stanął w miejscu, a Polska znalazła się w epicentrum wydarzeń.

- Wiadomo, że o zmarłych mówi się dobrze. Czy tylko "polityczna poprawność" sprawia, że nawet wcześniejsi przeciwnicy prezydenta mówią o nim teraz niemalże w samych superlatywach?

- Polityka jest grą i zdaje się, że najpełniejszą tego świadomość mają sami gracze. Można być czyimś oponentem, grać w przeciwnej drużynie, ale póki wszyscy na scenie politycznej mają świadomość gry, nikt nikomu nie życzy źle. Katastrofa pod Smoleńskiem to fant, który nie był przewidywany w puli kar i nagród. Jeśli ktoś go wylosował, to pozostali czują się współodpowiedzialni. Z pewnością każdy z wciąż obecnych zadaje sobie pytanie: „Dlaczego Oni? Przecież mogłem to być ja”. To skłania do wyrażania wdzięczności wobec losu. Aby stłumić nieracjonalne wyrzuty sumienia, uczestnicy „wspólnego stołu” spontanicznie zachowują się najlepiej, jak tylko mogą, odnajdując w sobie prawdziwie ludzkie uczucia wobec niestety już nieobecnych oponentów: empatii, solidarności, współczucia i autentycznej troski.

- Czy Pani zdaniem po jakimś czasie, gdy emocje opadną, wszystko będzie znów jak dawniej?

- Nie rozumiem, dlaczego niektórzy żywią nadzieję, że ta katastrofa cudownie odmieni ludzi i pojedna ich w zasadniczych sporach. Współprzeżywanie tragedii narodowych jest chwalebne, można je rozumieć jako manifestację tożsamości narodowej i poczucia wspólnoty doświadczeń. Jednak działania pod wpływem jednorazowego impulsu, nawet tak traumatycznego jak ta katastrofa lotnicza, są zachowaniami wyjątkowymi, zarezerwowanymi dla sytuacji ekstremalnych.

- Dziękuję za rozmowę.


Marta Gołębiowska



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Wtorek 16 kwietnia 2024
Imieniny
Bernarda, Biruty, Erwina

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl