Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Zwycięska porażka pod Grunwaldem

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Adrenalina gra w żyłach, przez niewielki otwór widać tylko skrawek pola, włosy pot przylepił do czoła, słychać ciężkie oddechy towarzyszy, gdy nagle pada rozkaz „Do boju!” i już wiadomo, że trzeba biec ile sił w płucach i nogach. Przed siebie. Na Krzyżaków... lub na Jagiełłę.




W rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem brał udział, tak jak zresztą 600 lat temu, kwiat rycerstwa europejskiego. Wieczna chwała przyciągnęła rycerzy z Niemiec, Litwy, Białorusi, Ukrainy, Czech, Holandii, Belgii, Włoch, Węgier, Francji i nie tylko. Przybyli nawet zbrojni z Australii. Łącznie w inscenizacji wzięło udział blisko 2200 rycerzy. W ich skład wchodzili: ciężkozbrojni kopijnicy, jeźdźcy lekkozbrojni, piechurzy, łucznicy i artylerzyści.– Właśnie przygotowujemy zbroje do bitwy – powiedział koło południa po angielsku Laurent z bractwa francuskiego. – Trochę wbrew historii będziemy walczyć ramię w ramię z wami. Ale z drugiej strony przynajmniej wygramy.

„Nasi” pod Grunwaldem

W takim wypadku nie mogło zabraknąć zarówno Wrocławian, jak i przedstawicieli Dolnego Śląska. Na stanowiskach stanęli członkowie Chorągwi Miecza i Róży, Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej „Solidarni”, Wolnej Kompanii Sarmackiej oraz Roty św. Jana. Znaleźli się w Chorągwi Konrada Białego, który w wojnie z Krzyżakami stanął po stronie zakonu.

- Teraz rozumiem dlaczego Jagiełło przytrzymał rycerzy zakonu w pełnym słońcu – powiedział Piotr, który wcielił się w ciężkiego kopijnika. Słowem, był cały w zbroi, która waży ponad 30 kg. – Te 40 stopni naprawdę daje się we znaki, szczególnie że na polu mamy być mniej więcej godzinę przed bitwą. Blacha już mi się rozgrzała, a pot zalewa oczy. Ciężko będzie.

Rzeczywiście niewiele się pomylił. Kilka drzewek zapewniało schronienie przede wszystkim rumakom bojowym i królowi polskiemu. Na szczęście pojki, czyli średniowieczne damy, dzielnie roznosiły dzbany i bukłaki z zimną wodą.

- Całe zmęczenie jak ręką odjął minęło, kiedy zobaczyłem te chorągwie, które rozciągały się na polu – zamyślił się Krzysztof, walczący pod rozkazami księcia Witolda. – Kiedy z głośników popłynęła Bogarodzica, to już nie było wyjścia. Emocje wzięły górę. Na dany znak ruszyliśmy jak najszybciej się dało. Dorwałem jednego Krzyżaka i zacząłem walczyć z nim na miecze. Obok mnie kolega okładał „wroga” żelastwem w hełm. Trochę przesadził, bo jeśli mi nieźle dzwoniło w uszach, to co dopiero temu nieszczęśnikowi. Poleciały nawet nieśredniowieczne przekleństwa, ale litości nie ma – uśmiechnął się na samo wspomnienie.

Choć rezultat bitwy był z góry znany, również rycerze zakonni dawali z siebie wszystko. Dla nich momentem chwały było zdobycie wielkiej chorągwi króla Władysława z białym orłem w herbie. Wtedy właśnie z gardeł Krzyżaków wydobył się triumfalny krzyk. Jednak nie mogli oszukać historii. Wielki mistrz Ulrich von Jungingen poległ koło godziny 15. Już kwadrans później, wstając z ziemi odgrażał się, że za rok na pewno wygra.

Masakra turystów

Zadowolenie wrocławskich rycerzy przyćmiła frustracja turystów. – Jechałam od strony krajowej „siódemki” – powiedziała Maria, wrocławianka, która na jeden dzień z Mazur przyjechała na Grunwald. – Ostatnie 12 km pokonałam w trzy godziny. Później się okazało, że miałam wielkie szczęście, że w ogóle dojechałam do Stębarka. Stamtąd czekał nas kilometrowy marsz, po którym duszkiem wypiłam dwa litry wody. Nie było innej możliwości.

Na pola grunwaldzkie przybyło około 200 tys. widzów. O ich bezpieczeństwo zadbało... 300 policjantów. Co więcej, nie posiadali oni szczegółowych map rozkładu poszczególnych służb pomocniczych, co znacznie utrudniało pracę zarówno im, jak i turystom.

Przygotowany polowy lazaret zapełnił się w niecałą godzinę. W związku z tym osoby z podejrzeniem udaru lub inne cierpiące przez nieznośny upał leżały pokotem na foliach izolacyjnych w każdym kawałku cienia. Karetki na sygnałach krążyły po całym polu, wykorzystując pas ziemi niczyjej.

Punkty informacyjne zostały słabo zaznaczone, przenośnych toalet było jak na lekarstwo, a do ogólnodostępnego kranu z wodą trzeba było czekać co najmniej kwadrans. – Wodę sprzedawano sprzedawać na zgrzewki, więc w pewnym momencie dźwigałem cztery butelki – powiedział Adrian, który pół nocy jechał z Wrocławia. – Przydały się co prawda później, gdy trzeba było dojść 20 km do zaparkowanego samochodu, ale co się nanosiłem to moje.

Taka ludzka zawiść

Nastawienie oglądających, pogłębione przez chaos organizacyjny, obudziło demony. „Czego się pani pcha”, „tam k... nie przejdziesz”, „siadaj ch...” – to tylko niektóre ze sformułowań, które można było usłyszeć przechodząc przez poszczególne sektory. Apogeum podobnych zachowań osiągnięto tuż przed bitwą, kiedy to na pas ziemi niczyjej wtargnęło kilku mężczyzn, żądających złożenia parasola, który rozłożono nad stanowiskiem TVP. Doszło do szarpaniny pomiędzy pracownikami telewizji, ochroniarzami a krewkimi turystami. Parasol ostatecznie złożono, jednak zadziwiała brutalność, z jaką nastąpił atak. Na nic zdały się tłumaczenia, że przecież operator wykonuje swoją pracę, a tylko dzięki cieniowi widzi monitory.

Chrześcijańskich odruchów zabrakło również miejscowym. Widząc zmordowanych oglądających sprzedawali za kilka czy nawet kilkanaście złotych szklanki wody. Oczywiście nie wszyscy zachowywali się w ten sposób, jednak niesmak pozostał. Mimo wiktorii rycerstwa.


Agata Wojciechowska



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Wtorek 16 kwietnia 2024
Imieniny
Bernarda, Biruty, Erwina

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl