Przełomowy moment w Pana życiu?
Moje życie składa się z samych przełomów. Dotychczas było ich wiele. Z pewnością zaliczę do nich powstanie Solidarności. Potem znalazłem się na Zachodzie, gdzie stan wojenny mnie zatrzymał. Wspomnę tutaj jeszcze o śmierci mojego przyjaciela Stanisława Pyjasa, zamordowanego przez bezpiekę. Wszystkie te momenty były dla mnie osobiste. Tak się złożyło, że zdarzenia przełomowe w moim życiu, zbiegły się z wydarzeniami historycznymi.
Wildstein w młodości, a Wildstein dojrzały...?
Dojrzały jest mądrzejszy (śmiech).
Łatwo jest być pisarzem, publicystą i dziennikarzem jednocześnie?
Nie. Jest to trudne, zwłaszcza w Polsce. Tak naprawdę przez długi czas na świecie było tak, że te zawody łączyły się. W tej chwili w Ameryce Łacińskiej, czy w Anglii, jest to bardzo normalna rzecz. A w Polsce utrwaliło się modernistyczne przekonanie, że artysta w żadnym wypadku nie może się poniżać do bycia dziennikarzem. W związku z tym mówi się: co to za pisarz, który ma do czynienia z dziennikarstwem. Są to takie bardzo specyficzne przesądy, wręcz nonsensy. Ale one jednak pokutują bardzo długo. Mnie z tego getta dziennikarza, który usiłuje być pisarzem trudno było się wyrwać. A poza tym jestem człowiekiem, który jednak angażuje się w życie. W związku z tym moje pewne wybory, w tym także te polityczne ale w szeroko rozumianym znaczeniu, prowadzą do tego, że przeciwnicy, których mam sporo, usiłują widzieć moją literaturę właśnie poprzez moje wybory polityczne i teksty publicystyczne, co uważam za bardzo krzywdzące dla tej literatury.
W co według Pana warto wierzyć?
Warto wierzyć w to, że istnieje ład, co stanowi również fundament wiary religijnej. Można powiedzieć, że skoro w świecie istnieje ład, to jest to jakiś dowód na obecność Boga.
A warto wierzyć w Polskę?
Absolutnie tak. To jest element tego ładu. Najszersza wspólnota, z jaką człowiek się dzieli to naród. Ludzkość jest już pojęciem dość abstrakcyjnym. Ludzie utożsamiają się z pojęciem narodu i to dobrze. Chodzi o to, żeby mieć poczucie wspólnoty. Ona wykracza poza doraźność, bo wykracza poza nasze życie. To jest wspólnota, która zaczyna się w przeszłości i idzie gdzieś w przyszłość bliżej nieokreśloną. W związku z tym pozwala nam przekraczać naszą doraźność... Więc warto wierzyć, bo bez tego bylibyśmy ludźmi ułomnymi.
Mówi pan o wartości wspólnoty. Jak wobec tego postrzega pan jednoczenie się naszego narodu w momentach trudnych i dotkliwych? Zazwyczaj po tym masowym „byciu razem” coś jednak przecież pęka?
Tak, jest coś takiego. W momentach kryzysowych potrafimy się łączyć a potem zaczyna się dziać coś innego. Jakby nie potrafimy tego przełożyć na instytucje, przekłuć tego na dobro trwałe, na dobro naszej wspólnoty. I myślę, że to jest nasz problem.
Da się go jakoś rozwiązać?
Na pewno. Trzeba o to walczyć. Ale znajdujemy się w trudnej sytuacji, ponieważ jesteśmy krajem, który wyszedł ze zniewolenia, z chorymi jelitami, które mają kompleksy. W związku z tym mamy tak naprawdę podstawowe problemy z tymi chorymi jelitami a nie z polskim społeczeństwem. Trzeba będzie to po prostu przezwyciężać.
Gdyby miał Pan dokończyć zdanie: „Polska dzisiaj to:...”?
To wielkie dla nas wszystkich zadanie.
Dziękuję za rozmowę.