Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Strzelin
Debiut Molińskiego i Pawlika

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Jeszcze kilka miesięcy temu ścigali się w „podwórkowych” rajdach i nawet nie marzyli o starcie w Mistrzostwach Polski. Teraz kierowca Piotr Moliński i jego pilot Jarosław Pawlik, obaj są mieszkańcami powiatu strzelińskiego, przygotowują się do 39. Rajdu Świdnickiego Krause, czyli dawnego Elmotu. Będą jeździć po odcinkach specjalnych, po których ścigać się będą również między innymi: Brayan Bouffier, Michał Sołowow czy Tomasz Kuchar.
Debiut Molińskiego i Pawlika
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Debiut Molińskiego i Pawlika
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Radosław Kwiatkowski: Jak zaczęła się wasza przygoda z tym sportem?

Piotr Moliński.: Od zawsze chciałem jeździć. W 2006 roku pojechałem na Rajd Świdnicki, w którym startował Grzegorz Sieklucki ze Strzelina. Wtedy powiedziałem sobie: zrobię wszystko, żeby kiedyś też być kierowcą rajdowym. Zacząłem pracować, a pieniądze wydawałem na swoją pasję. Cieszę się, że teraz zadebiutuję w Rajdzie Świdnickim.

Jarosław Pawlik: Moja przygoda rozpoczęła się trochę wcześniej. Pierwszy rajd, który pamiętam, to był wyścig górski w 1992r. Mnie i mojego brata na zawody zabrał ojciec. Pierwsza myśl, o tym że chciałbym startować w rajdach, pojawiła się gdy zobaczyłem Krzysztofa Hołowczyca. Stałem wtedy na słynnej koniczynce na odcinku w Sobótce. Doskonale pamiętam jak „Hołek” szalał swoją Toyotą Celicą . Wtedy Hołowczyc był drugi, ponieważ miał awarię układu hamulcowego. To był 1995 rok. Od tego momentu w mojej głowie są tylko rajdy. A Krzysztof Hołowczyc został moim idolem i na zawsze nim pozostanie!

R.K: Od ilu lat jeździcie razem?

J.P.: Jeździmy już razem trzeci sezon. Wcześniej jeździłem „maluchem”, a mój pierwszy start odbył się w 2003 roku. A wspólnie z Piotrkiem zadebiutowaliśmy Mitsubishi Coltem w czerwcu 2009 roku w Kryterium Kamionki. Od tamtego czasu wspólnie przejechaliśmy dwanaście rajdów. Wtedy pojawił się pomysł żeby zmienić rajdówkę i z czwartej ligi przenieść się do drugiej, czyli wystartować w Rajdowym Pucharze Polski. Nasz debiut w ogólnopolskich zawodach będzie miał miejsce podczas najbliższego Rajdu Świdnickiego. Jako debiutanci będziemy jechać zgodnie z wymogami PZM na zasadach opartych o regulamin „Rajdowego Debiutu”. Obaj z Piotrkiem mamy licencje rajdowe stopnia drugiego. Jeśli przejedziemy trzy takie eliminacje, jak ten rajd w Świdnicy, to uzbieramy punkty do licencji pierwszego stopnia. Jeśli uda nam się spełnić ten cel, to w przyszłym sezonie będziemy startować w Mistrzostwach Polski na równych prawach z innymi kierowcami.

R.K.: Jakim samochodem będziecie startować w Rajdzie Świdnickim?

P.M.: Samochodem Peugeot 206 XS, o pojemności 1600 cm3, w klasie A6. Jest to A-grupowa rajdówka całkowicie zbudowana od podstaw: prawie wszystko zostało w  nim wymienione. Wcześniej tym samochodem jeździł Mariusz Pelikański z Ząbkowic Śl., który w 2004 roku zdobył tym samochodem Mistrzostwo Polski Pucharu Peugeota. Auto zbudowane zostało w Peugeot Sport Polska. Naszym autem startowaliśmy już podczas zawodów w Walimiu, gdzie zajęliśmy trzecie miejsce. Walim Trophy to jednak rajdy niższego szczebla gdzie regulamin zezwala na dowolne modyfikacje rajdówek. Peugeot 206 ma tylko dwie wady: bardzo delikatną skrzynię biegów i tylną belkę. Ale przeważają zalety w postaci np. wyczynowych hamulców, modyfikacji silnika, czy zawieszenia. Rajdówka ta jest wymagająca ale daje dużą dawkę radości z jazdy po odcinkach specjalnych. Auto ma również spory potencjał co udowodnił Mariusz Pelikański na trasach Mistrzostw Polski. My do tej pory nie mieliśmy większych problemów. Wszystkie podzespoły zostały wymienione na nowe. Auto do rajdu przygotowywane było pod okiem jedynej słusznej osoby z naszego powiatu, a więc Grzegorza „Gala” Galiczyńskiego w warsztacie rajdowca Grzegorza Siekluckiego ze Strzelina. Bazowaliśmy na doświadczeniach naszych starszych kolegów, to oni nam doradzali i wspierali. Mamy nadzieję ze nadal będziemy mogli korzystać z ich fachowej pomocy. Samochód jest gotowy na rajd w 100%!

R.K.: Kiedy pojawił się pomysł, żeby wystartować w Mistrzostwach Polski?

P.M.: W minionym roku w październiku wpadł nam do głowy taki pomysł. Od tego momentu rozpoczęły się też przygotowania: trzeba była załatwić sprawy formalne a więc zostać członkiem klubu, w naszym przypadku Automobilklubu Sudeckiego, złożyć odpowiednią dokumentację, przejść testy, odwiedzić lekarzy sportowych oraz zdać egzamin w Polskim Związku Motorowym. Od ostatnich trzech miesięcy nie ma nas praktycznie w domu. Do trzeciej nad ranem przesiadujemy w warsztacie. Jest praca, później warsztat, cztery godziny snu i od nowa.

J.P.: Nie będziemy co prawda mieli mierzonego czasu, ale musimy przygotować się jak ten zawodnik który jedzie po zwycięstwo. Naszym celem jest dojechanie do mety i zdobycie cennego doświadczenia. Odpowiada nam to, że nie będzie mierzony czas, ponieważ możemy pojechać pod kibiców. Dla nas w tym rajdzie większość rzeczy będzie nowa, między innymi zapoznanie z trasą czy wszelkie sprawy formalne, które trzeba załatwić jeszcze kilka dni przed startem, dlatego nasze nastawienie na te nowości jest pozytywne i czekamy na początek zmagań.

R.K.: Czy na naszym terenie jest możliwość uprawiania sportu samochodowego?

J.P.: Po tragicznie zakończonym Rajdzie Strzelińskim w 2006r. w naszym powiecie pojawiła się pustka. Życie rajdowe w Strzelinie zamarło. Poza kilkoma osobami które chcą i angażują się w ten sport, tak naprawdę nie robi się nic. W sąsiadujących powiatach ta sytuacja jest inna. Tam rajdy nawet raz w miesiącu to standard, a ludzie są temu przychylni. Naszym startem chcielibyśmy pokazać mieszkańcom naszego powiatu, że ten sport nadal istnieje i chce się rozwijać. Ludziom trzeba dać wybór. Odczuwamy, że w naszym powiecie jest monopol, poparcie sponsorów i władz gminnych oraz powiatowych tylko na niektóre dyscypliny sportu, głównie jest to piłka nożna. Za dawnych czasów w naszym technikum była sekcja gokartów, następnie Rajd Strzeliński, a wcześniej starty Grzegorza Siekluckiego. Mamy nadzieję, że dzięki naszej, i naszych kolegów postawie obraz rajdów na naszym terenie znów zyska w oczach ludzi oraz instytucji i przyczyni się do rozwoju rajdów na naszym już doświadczonym w tym temacie terenie. Znamy ludzi którzy nadal interesują się tym sportem i na pewno byliby zainteresowani inicjatywą ponownego zorganizowania np. rajdu w naszym mieście, ale do tego potrzeba zaangażowania władz miasta oraz potencjalnych sponsorów.

P.M.: Podam nawet taki przykład. Kibice w Warszawie, gdy dowiedzieli się, że jesteśmy ze Strzelina, od razu pytali o rajd strzeliński. Wspominali wspaniałą organizację i żałowali, że go już nie ma,b o trasy były tu wymagające, a otoczenie sprzyjające. Ludzie przyjeżdżali do nas z całej Polski i korzystali także na tym lokalni przedsiębiorcy. Kibice musieli przecież gdzieś spać, coś zjeść. Była to wspaniała promocja Strzelina! Niestety w naszym społeczeństwie utarło się, że gdy ktoś „spali gumę” na rynku to jest rajdowcem. To nie jest prawda! Taki kierowca nie ma nic wspólnego z rajdami.

R.K.: Kto jest waszym faworytem do zwycięstwa w Rajdzie Świdnickim?

J.P.: Moim faworytem jest trzykrotny Mistrz Polski Francuz Bryan Bouffier. Jest to lider punktacji IRC i posiadacz licencji FIA z priorytetem „A”. Ruszy na trasę z czwartym numerem startowym w Peugeocie 207 S2000. W tym roku Bryan wygrał legendarny rajd Monte Carlo. Jest też kilku innych bardzo dobrych kierowców: Kajetanowicz, Kuzaj, Bębenek. Ci zawodnicy mogą nieźle namieszać w końcowej klasyfikacji.

P.M.: Zgadzam się z Jarkiem. Jeśli Bryan nie będzie miał żadnych problemów technicznych to powinien wygrać Rajd Świdnicki. W tym roku za sprawą debiutu nie możemy rywalizować z Bryanem, ale w przyszłym roku już nie pójdzie mu tak gładko z nami!

R.K.: Rajdy samochodowe są bardzo kosztownym sportem.

P.M.: Dokładnie. Nie moglibyśmy wystartować gdyby nie pomoc firm: REHAU z Poznania specjalizującej się w produkcji profili okiennych, PPHU Moliński Mieczysław, warsztatu GS Sieklucki Sport oraz firmie Auto Lak ze Szczawina. Dzięki nim kupiliśmy nowe kombinezony ognioodporne, buty, kaski. Sam ubiór, fotele i interkom to koszt ponad 18 tysięcy złotych. Jeśli dodać inne wydatki to przygotowania do rajdu kosztowały nas grubo ponad 25 tysięcy złotych. Nie licząc pieniędzy wydanych na zakup rajdówki.

R.K.: Jakie relacje panują między wami gdy jedziecie w rajdzie?

J.P.: Znamy zespoły, w których panuje bardzo nerwowa atmosfera. Jeden jest przeciw drugiemu. Gdy pojawiają się pretensje, to odechciewa się wszystkiego. Udział w zawodach to musi być przyjemność. Gdy Piotrek zaproponował mi wspólne starty, to postawiłem jeden warunek: musi być wesoło, co nie znaczy nieprofesjonalnie.

P.M.: Wszystko układa się bardzo dobrze. Doskonale się uzupełniamy i nie marnujemy czasu na zbędną nerwówkę. Nie mamy żadnych problemów komunikacyjnych. To sport zespołowy. Oprócz załogi w rajdówce, na końcowy sukces pracują również mechanicy i logistycy. Dlatego też wszyscy muszą doskonale się rozumieć. Jak w rodzinie. Mam nadzieję, że nadal będzie nam się dobrze współpracowało.

R.K.: Co trzeba zrobić, żeby zostać kierowcą rajdowym?

J.P.: Przede wszystkim trzeba mieć benzynę we krwi i kochać ten sport! A poza tym nie ma co ukrywać, że do tego potrzebna jest determinacja, zaangażowanie absolutne, dużo czasu i  „parę wolnych groszy”, ale na końcu jest satysfakcja i dużo radości. Zdaję sobie sprawę że nie raz cierpi na tym moje otoczenie i trochę mój portfel, ale zawodnicy rajdowi myślą innymi kategoriami. Wielu chce zostać zawodowcem, ale nie każdy potrafi się oddać temu w 100 %.

Rajdy to sport w który trzeba zaangażować mnóstwo środków. a jedyną nagrodą za cały ten trud to trochę fajnych wspomnień, kilka „dzbanków” na ścianie, i sława lokalnego „wymiatacza”.

P.M.: Gdy dopada nas zmęczenie, wtedy często nasuwają się pytania: ile jeszcze wydamy ciężko zarobionych pieniędzy, ile jeszcze poświęcimy czasu, który moglibyśmy przeznaczyć np. na wakacje z bliskimi, ile jeszcze kłótni z pięknymi dziewczynami o czas poświęcony w „grzebaniu się w smarach”, ile jeszcze zaniedbanych dni w pracy, ile jeszcze zarwanych nocy przy rajdówce, a wszystko to tylko po to by na rajdzie ryzykować swoje życie jadąc z dużymi prędkościami między drzewami, gdzieś na spadaniu np. do Jodłownika. Teoretycznie nie ma w tym żadnej logiki, ale my kochamy motorsport. Nic na to nie poradzimy, że ulubione miejsce na ziemi to kanał pod rajdówką. Trzeba się z tym po prostu urodzić.

R.K.: Rajdy samochodowe są w pewnym sensie sportem ekstremalnym. Czy nie boicie się ryzykować własnego życia?

P.M.: Boję się jedynie tego, że może wydarzyć się jakaś awaria techniczna. Nie możemy dopuszczać do siebie złych myśli.

J.P.: Tylko głupi się nie boi. Ale gdy zaczyna się odliczanie: 3,2,1 to trzeba zapomnieć o wszystkim i skupić się na jeździe. Poza tym mamy wiele zabezpieczeń: specjalne fotele, klatka bezpieczeństwa, szelkowe pasy, kaski, ognioodporna odzież, system gaśniczy. Jeśli ktoś się boi, to może zostać w domu w ciepłych kapciach przed telewizorem. Rajdy wciągają!

R.K.: Mieliście już jakiś wypadek podczas zawodów?

P.M.: Tylko drobne otarcia, ale zawsze dojechaliśmy do mety. Nigdy nie odpuszczamy!

J.P.: Raz tylko podczas zawodów „ Kryterium Kamionki” dachowałem maluchem.

R.K.: Ten sport wymaga wielu poświęceń.

P.M.: To prawda. Trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Niektórzy kierowcy potrafili nawet sprzedać dom, żeby móc realizować swoją pasję. Bo głównym powodem są pieniądze.

J.P.: Tak było między innymi w przypadku Krzysztofa Hołowczyca, który swego czasu sprzedał swój świeżo wybudowany dom tylko po to żeby kupić kolejną rajdówke i „bawić się w rajdy” gdzie najmniejszy błąd mógł go drogo kosztować. Ale jak widać z biegiem czasu ryzyko się opłaciło.

P.M.: My również poświęcamy dużo. Nie chodzi tu tylko o pieniądze. Przede wszystkim na dzień dzisiejszy cierpi na tym nasze życie towarzyskie, z czego doskonale zdajemy sobie sprawę. Jednak kiedyś na „rajdowej emeryturze” miło będzie wspominać ze znajomymi o tym jak prawie wygraliśmy rajd gdyby nie ta szykana. Wspomnień nam nikt nie zabierze!

J.P.: Znów przytoczę „Hołka”. Nie raz mówił, że jest szczęściarzem ponieważ jest ze swoją żoną ponad 25 lat. A ona akceptowała to, że nie było go w domu nawet po 250 dni w roku! Więc to dobry przykład na to, że można połączyć życie zawodnika z udanym życiem prywatnym.

R.K.: A jak wasze rodziny podchodzą do startów?

P.M.: Na początku rodzice trochę bali się. Gdy zobaczyli, że nie jest to aż tak „głupi” sport jak sobie wyobrażali, to zmienili zdanie. Rodzice zauważyli, że nie są wstanie pokonać mojej pasji. Punktem kulminacyjnym ich zmiany nastawienia był pierwszy wyjazd na rajd. Zobaczyli pełen profesjonalizm w organizacji i moje zaangażowanie. Teraz bardzo mnie wspierają i kibicują.

J.P.: U mnie było podobnie. Najpierw rodzice martwili się i pewnie te obawy nigdy nie znikną. Zawsze Ojcu jednak przypominam, że to on zabrał mnie na pierwszy rajd i zaszczepił we mnie tę pasję.

R.K.: Czego życzy się kierowcom?

J.P.: Chyba bycia na mecie każdego rajdu, a tam jakieś miejsce się dla nas znajdzie.

P.M.: … i prostych zakrętów (śmiech)!

R.K.: No to życzę wam tego i sukcesu podczas Rajdu Świdnickiego. Dziękuję za rozmowę.

P.M. i J.P.: Dziękujemy!


rozmawiał Radosław Kwiatkowski



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 18 kwietnia 2024
Imieniny
Apoloniusza, Bogusławy, Go?cisławy

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl