Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Strzelin
Kierownik kontra prezes

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Kolejne zamieszanie w Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji w Strzelinie. Krzysztof Kurowski, będąc jeszcze prezesem spółki, zwrócił się do Rady Miejskiej w Strzelinie z wnioskiem o zgodę na zwolnienie kierownika Mieczysława Mydlarza, który miał się dopuścić nieprawidłowości. Ten odpowiada, że to działanie polityczne, wymierzone w niego jako radnego.
Kierownik kontra prezes
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Kierownik kontra prezes
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Kierownik kontra prezes
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Kierownik kontra prezes
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Do biura Rady Miejskiej Strzelina 25 marca wpłynęło pismo, w którym ówczesny prezes ZWiK Krzysztof Kurowski, zarzucił Mieczysławowi Mydlarzowi ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych. Informuje w nim, że kierownik spółki wykonywał wraz z innymi pracownikami po godzinach roboty wodno-kanalizacyjne firmowym sprzętem, przez co spółka poniosła straty. Zgodnie z prawem, zgodę na zwolnienie pracownika, który w międzyczasie został radnym, musi wyrazić Rada Miejska w Strzelinie.

Przewodniczący rady Zdzisław Rataj poprosił o opinię prawną, w której czytamy, m.in. że „należy wskazać, iż zgodnie z obowiązującym orzecznictwem rada gminy winna podjąć działania mające na celu ustalenie motywów jakimi kieruje się pracodawca zamierzający rozwiązać stosunek pracy z pracownikiem”. W związku z tym 13 kwietnia w Urzędzie Miasta i Gminy Strzelin odbyło się spotkanie rady miejskiej mające na celu wypracowania stanowiska w tej sprawie.

Radni zaprosili na spotkanie obu zainteresowanych. Podczas rozmowy dociekali, czy autor wniosku Krzysztof Kurowski kieruje się tylko interesem firmy i wypełnia obowiązki pracodawcy, czy też, jak twierdzi radny Mydlarz, wiosek o wyrażenie zgody na zwolnienie ma związek z wykonywaniem przez niego mandatu radnego.

Słabe ogniwo systemu

Kurowski zarzuca Mydlarzowi, że na przełomie maja i czerwca 2007 roku wykonywał po godzinach pracy roboty wodno-kanalizacyjne na rzecz osób trzecich, używając przy tym maszyn będących własnością ZWiK. Ponadto zalecając pracownikom firmy nielegalną pracę, naruszał swoje obowiązki i narażał spółkę na straty finansowe i utratę dobrego imienia.

Jak wynika z wniosku, sprawa miała swój początek w 2007, jednak wyszła na jaw niespełna miesiąc temu. - Ktoś mógłby pomyśleć, że miałem asa w rękawie i wyciągnąłem go w odpowiednim momencie. Jednak ja sam nie wiem jak to się stało, że przez tyle lat o niczym nie wiedziałem - mówi były prezes ZWiK. - Powiem więcej, wydawało mi się, że zorganizowałem sprawny system i wykonywanie takich rzeczy w firmie jest wręcz niemożliwe. Jak się okazało słabym ogniwem był właśnie szczebel kierowniczy - dodaje.

Z relacji Kurowskiego wynika, że pierwsze niepokojące sygnały o atmosferze w firmie zaczęły się w momencie kampanii wyborczej, kiedy zdecydował się na kandydowanie na burmistrza. Wtedy to Mieczysław Mydlarz, który startował do rady miejskiej z innego ugrupowania, miał pozwalać sobie na różne uszczypliwe komentarze pod adresem prezesa.

- Wewnętrzne zawirowania w firmie doprowadziły od tego, że pewna grupa pracowników postanowiła w sposób anonimowy poinformować mnie, że źle się dzieje. Wtedy też, zacząłem pewne fakty sprawdzać i zaczął mi się układać pewien obraz - relacjonował Kurowski na spotkaniu z radnymi. - Spotkałem się więc z czterema pracownikami i w obecności świadków zapytałem ich o te sprawy. Wszyscy potwierdzili, że brali udział w tych robotach i naszym sprzętem, ale głównie po godzinach i podczas mojej nieobecności bądź podczas swojego urlopu – dodał.

Z ustaleń Kurowskiego wynika, że grupa pracowników ZWiK, za zgodą kierownika Mydlarza, zrealizowała w 2007 roku zadanie uzbrojenia w sieć wodociągową i kanalizacje burzową. - Mam oświadczenie, ze spotkania z pracownikami, którzy potwierdzili, że za około półtora miesiąca prac po godzinach, pobrali po 5 tys. Wskazali mi również miejsce wykonywania robót. Pojechałem wówczas na miejsce i oceniłem wartość wykonywanych prac na ok 50-100 tys. zł. Jak się dowiedziałem potem z pisma pana Mydlarza, wycenił on roboty na kwotę ok. 300 tys. zł - mówił Kurowski.

Moralne straty spółki

Uzasadniając powody przedłożenia wniosku o zwolnienie Mieczysława Mydlarza, Krzysztof Kurowski argumentował, że zaistniała sytuacja jawi się jako przestępstwo i jak tłumaczył, gdyby nie zareagował, a sprawa wyszłaby na jaw, to wtedy pewnie on zostałby posądzony o współudział albo próbę zatuszowania nieprawidłowości.

- Zdarzyła się sytuacja niedopuszczalna, która nigdy nie miała prawa się zdarzyć i to jeszcze pod kierownictwem osoby, która była obdarzona zaufaniem. Nie może być tak, że 4-5 osób zwanych „ulubieńcami kierownika” na oczach 70-osobowej załogi czerpie z firmy profity i czuje się przy tym bezkarnie - mówił Kurowski. - Oprócz strat materialnych, które już nie my będziemy szacować, tylko organy ścigania, ponieśliśmy jeszcze ogromne straty moralne. Bo odbudować dzisiaj dyscyplinę w załodze przy nowych pracownikach będzie niełatwo.

Dodatkowo ówczesny prezes ZWiK stanowczo podkreślił, że zarzucane radnemu czyny były popełnione 4 lata temu, w chwili gdy rozpoczynała się poprzednia kadencja rady, a więc nie ma to nic wspólnego z pełnionym obecnie mandatem. - Przedstawione fakty spowodowały, że straciłem zaufanie i sympatie do pana Mydlarza. Ale to nie jest powodem wniosku, a już tym bardziej nie ma nic wspólnego z wykonywanym przez niego mandatem - dodał Kurowski.

To nie była fucha

W drugiej części spotkania radni dociekali dlaczego radny Mieczysław Mydlarz twierdzi, że wniosek o jego odwołanie jest wynikiem działania politycznego. - Po złożeniu wniosku przez pana prezesa do rady, zapytałem co nim powodowało. Opowiedział mi wówczas, że w kampanii wyborczej dochodziły go słuchy, że rozgłaszam bardzo niekorzystne informacje na jego temat - tłumaczył radny Mydlarz. - Tym samym zostałem wciągnięty w dziwną polityczną grę, że to niejako ja jestem prowodyrem całego zamieszania, bo oczerniam osobę pana prezesa. Tymczasem ja nigdy na nikogo haków nie zbierałem, a decyzja pani burmistrz o zwolnieniu go ze stanowiska została podjęta bez mojego najmniejszego wpływu – dodał.

Na zarzuty stawiane przez Kurowskiego, że brał udział w działaniu na niekorzyść ZWiK, odpowiedział, że nie potrafi wyjaśnić, dlaczego miałby ganić pracowników, którzy byli legalnie zatrudnieni przez firmę, która była wykonawcą tych prac. Dodatkowo zapewnił, że wszystkie odbiory były wykonywane przez niezależnego inspektora nadzoru więc, jego zdaniem, w żaden sposób nie można się tam dopatrywać jakichś nielegalnych działań, a już na pewno oskarżać go za coś, co nie zostało udowodnione jako nielegalne.

- To nie była żadna fucha. Tam pracowała firma, która legalnie zatrudniła ludzi, którzy w soboty i po godzinach wykonywali prace. Czy były one wykonywane przy pomocy firmowego sprzętu ZWiKu nie potrafię tego ocenić bez wglądu w dokumenty. Na chwilę obecną nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam, bo nie chcę zostać uznany za kłamce. Natomiast jeśli tak było, to było to na ogólnie przyjętych zasadach akceptowanych przez Zarząd ZWiK i nie mogło przekraczać kilku godzin. Jeżeli dzisiaj uznaje się to za naganne to oczywiście poczuwam się do winy - mówił radnym Mieczysław Mydlarz. - O sprawie dowiedziałem się później. W godzinach pracy nie wykonywałem żadnych zadań nie związanych z moimi obowiązkami służbowymi i nie kierowałem żadną grupą. Również w ramach pracy w ZWiK nie wykonywałem żadnych nielegalnych działań i nie wykorzystywałem sprzętu ZWiK. W związku z tym jestem przekonany, że wniosek o wypowiedzenie stosunku pracy jest związany z wykonywaniem moich obowiązków jako radnego - stwierdził stanowczo kierownik.

Na ostatnie pytanie dotyczące zatrudnienia radnego przez wykonawcę przy wykonywaniu zlecenia, sam zainteresowany odparł, że nie może odpowiedzieć na to pytanie.

Prezes musiał wiedzieć

By wyjaśnić dlaczego prezes Kurowski dopiero po 4 latach dowiedział się o całej sprawie, radni dociekali czy możliwe jest, by podczas wszystkich procedur nic nie wyszło na jaw.

- Nie ma możliwości, by o całej sytuacji wiedziały tylko 4 osoby, ponieważ sam wniosek o techniczne warunki przyłączenia wody trafia oficjalnie do sekretariatu zakładu. Następnie jest kierowany przez pana prezesa do działu technicznego lub do mnie. Na podstawie zaakceptowanych warunków powstaje projekt, który znów trafia do działu technicznego i ja to podpisuję. Na podstawie tego jednostka, która ma uprawnienia, projektuje przyłącze i znów trafia to do działu technicznego. Ja znów to przeglądam i ponownie opiniuję, więc nie ma możliwości, że tylko ja jeden wiem o tym, że co się dzieje. Chyba, że ktoś otrzymuje pocztę, która przychodzi na sekretariat i jej nie rozpatruje. W takim przypadku tylko prezesa należy pytać czy umknęło to jego uwadze. Procedury jakie są nie pozwalają na to by ktoś, przez kogo ręce to przechodzi, o tym nie wiedział - wyjaśniał Mydlarz.

Zaginął rejestr wyjazdów

Podczas spotkania radni ustalili, że w ciągu 15 lat sprawowania kierownictwa nad spółką przez prezesa Kurowskiego zdarzało się w firmie, że pracownicy otrzymywali pomoc w formie użyczenia firmowego sprzętu. - Jeżeli komuś spadł kawałek dachówki albo oderwała się rynna i przyszedł prosić czy może skorzystać z podnośnika, to oczywiście wypożyczaliśmy mu sprzęt. Zawsze jechał on jednak dopiero po godzinach, a każdy wyjazd maszyn poza bramy firmy był odnotowywany w dokumentach. Jeśli chodzi o rozliczenie pomiędzy operatorem a osobą zainteresowaną odbywało się ono bez udziału zakładu pracy - wyjaśnił ówczesny prezes. W ostatnich latach takich sytuacji było kilka i zawsze była to drobna z finansowego punktu widzenia pomoc socjalna dla pracownika ZWiK.

Po złożeniu przez Kurowskiego wniosku, podczas zabezpieczania niezbędnych dokumentów okazało się, że zaginął rejestr wyjazdów sprzętu z bazy w 2007 roku. Odtworzenie go jest niemożliwe, ponieważ dopiero od niespełna roku w firmie funkcjonuje elektroniczny nadzór, a wcześniejsze wyjazdy sprzętu były rejestrowane ręcznie. Dodatkowo Krzysztof Kurowski zaznaczył, że ta sprawa nie jest jedyną, do której doszło poza jego wiedzą, jednak jest zdecydowanie najpoważniejszą a pozostałe są obecnie przedmiotem zainteresowania organów ścigania.Czy kerownik Mydlarz zostanie odwołany ze swojego stanowiska zdecydują radni na kwietniowej sesji rady gminy.


Katarzyna Kotlarz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Czwartek 25 kwietnia 2024
Imieniny
Jarosława, Marka, Wiki

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl